DONG (1992) Jeremi Przybora, literat: Tym razem nieproszony wprosiłem się do tej rubryki w obawie, że może nie zostanie w niej odnotowane niecodzienne, moim zdaniem, wydarzenie. Odkąd b. prezes Damięcka za pomocą ramówki własnego pomysłu uczyniła z inteligencji polskiej telewizyjną nocną zmianę, bacznie śledzę nocne pozycje programu TV. Gdy w niedzielę ujrzałem nazwisko „Lear" obok tytułu „Dong" i godz. 23.00 z dużymi minutami, mimo senności, włączyłem telepudło. Senność przeszła natychmiast. Już pierwsze kadry widowiska zachwyciły mnie urokiem i dowcipem scenografii, uciesznie misterną choreografią ruchu i gestu, precyzją słowa i rekwizytu, bogactwem pomysłów reżysera, wiążącego wszystkie te elementy w zachwycającą sekwencję nonsensów upojnego learycznego humoru. Czterech bladych, czarno ubranych młodzieńców w melonikach (panowie Kochanowski, Skibiński, Rybicki, Siwko) przeniosło mnie swym kunsztem, przy dźwiękach kapitalnie dobranej muzyczki, w cudowną krainę absurdu. To było piękne, niepokojące, regenerujące ten niezwykły polski „Dong" mistrza angielskiego purnonsensu w wykonaniu teatru; „Cinema” z Michałowic, w reżyserii Zbigniewa Szumskiego. Nie wiem, gdzie są te Michałowice. Ale wiem, że humor wysokiej, europejskiej próby, który ostatnio nie rodzi się u nas na kamieniu, czyli - bruku wielkich „aglomeracji”, urodził się oto w Michałowicach. Oby ta sama osoba, której zawdzięczam pokazanie tego klejnotu w telewizji, sprawiła, by pojawił się on ponownie, bo przez gapiostwo nie nagrałem go sobie. Polityka , Warszawa, 22 kwietnia 1995 r. (April. 22.1995) ISSN 0032-3500 Nr indeksu 369195 |